Taki to był czas - czas
pozornej radości, potem czas cierpienia, potem czas prawdziwej
radości i znów czas cierpienia. W lipcu 2008 znów trafiłem do
szpitala z epizodem depresyjnym w przebiegu schizofrenii
paranoidalnej. W sierpniu wyszedłem poza mury toszeckiej enklawy
niezwykłości i do dziś tam nie wróciłem. To było, gdy miałem
naście lat. Cudowne czasy, mimo horroru, który sprawiłem sam sobie
i rodzinie, i niewątpliwie też części moich znajomych. Utwór
"These are the days of our lives" formacji
Queen mi o tym przypomina. Pamiętam me cierpienie, które stało się
też udziałem innych. Pamiętam lęk przed szkołą. Lecz dziś to
dla mnie cząstka Nieba, przedsionek Nawii. Jeszcze niedawno miewałem
myśli samobójcze, lecz ci, co w Prawii są, słowiańskie bogi, nie
pozwalają mi już na takie wybryki. Co by było, gdyby moje
samobójstwo wreszcie doszło do skutku? Co by było, czego by nie
było? To, co napisałem, moje wspomnienie sprzed prawie dekady, to
znak, który mówi, że trzeba szukać pomocy, gdy dusza ciąży, gdy
brak nadziei i gdy nasze słabostki nas dręczą, gdy czynią z nas
potwora, tak jak mnie uczyniły - lecz to potwór łaknący miłości,
pocieszenia, potwierdzenia, że warto jednak żyć. Gdy to odnajdzie,
on umiera, być może to będzie nieodwracalne. Moja matka wybaczyła
mi przemoc i destrukcję, które w swej złości niosłem jej i
światu. Mój przyjaciel, W., mówi, że jego życie by się załamało
beze mnie.
To racja, lecz zrozum proszę jeszcze, co mnie
doprowadziło do takiego stanu, bo obrzydzenie i chęć pozbycia się
własnego życia nie nastąpiło z godziny na godzinę, to był
bardzo skomplikowany stan trwający kilka miesięcy, a nawet rok,
który nieomal stał się tragedią mą, tragedią twą, tragedią
mej rodziny. Dzisiaj, w 2018 roku, uczę się nadal żyć ze
schizofrenią paranoidalną i mym Legionem oraz Mefistofelesem,
słabsze dni nadal występują, ale któż ich nie ma, któż z nas
pięknych, lecz ułomnych istot? Dobrze, że ty jesteś, W., dobrze,
że jesteś ty, mamo, to dla was warto jednak żyć, mimo bólu i
trosk, jakiego doświadczyliście ode mnie. Tylko nadzieja jak
gwiazda na niebie, płonie, świeci cudnie i mówi mi, że tego
przerażenia gigantycznego już nie będzie, a ma dusza już nigdy
nie zostanie tak sponiewierana, nie zostanie tak upokorzona. I wasze
dusze także.
KONIEC
Komentarze
Prześlij komentarz