Gdzie w tym świecie miejsce dla mnie, dla mej duszy, która skazić nie chce siebie wszetecznością świata, przywarami, co gnębią ducha tego świata? W muzyce elektronicznej, w przyjaźni z bogami słowiańskimi – tam szukam mego miejsca w tym świecie, którego ja nie rozumiem, a on nie rozumie mnie. W duchowość pragnę się zagłębić, zanurzyć się tam, w rzece, która płynie meandrami mego umysłu. Uwierzcie mi, ja tak bardzo jeszcze chciałbym pokochać Jawię, pokochać jej stworzenie, które co dzień spotykam, ale tego moja podupadła dusza już nie potrafi zrobić. Uwierzcie mi, tylko parę rzeczy, esencji, co tworzą swymi jasnymi barwami ten świat, który jest dla mnie niezrozumiały, powodują, że kula nie przeszyła jeszcze mojego mózgu, że nóż nie przeciął żył, że nie zderzyłem się z twardą ziemię, skacząc jak Hiperborejczyk w głębiny morza, który nasycił już dostatecznie swoją duszę tym, co ofiarował świat. Co ja takiego mam, co mogę ofiarować światu? Co, poza wierszami, które garstka ludzi rozumie
Schizooceany, schizolasy, schizowojny - czyli to, o czym opowiada schizofrenik, na swój własny, (nie)unikalny sposób, by czytelnicy ujrzeli to, co ja widzę w swojej głowie, a często się tego boję. I pamiętajcie, ta schizofreniczna poezja to tylko środek, która jest zwierciadłem mych marzeń i lęków, a dzięki której uwalniam te parzące wody, które zalewają mój umysł w czasie schizofrenicznego ataku.