Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2022

Wola schizofrenii

 Dzień gasnący, który przegania wieczór. I znów nastał ten wieczór, przed którym me myśli uciekają. Schizofrenia znów bitwę wygrała, muszę jej pozwolić zademonstrować siłę, muszę jej pozwolić ograbić mnie z głosów i halucynacji. Jak rozcapierzone palce wbijają się we mnie drogi, każda z nich się wydłuża i z ograniczonego czasu wieczność się kreuje, tak potwornie kreuje, że muszę uciekać, lecz dokąd? Do pól malowanych złotem pszenicy? Toż to pustynne pustkowie! Lęk we mnie pulsuje, uderzenia pasożytniczego lęku jak dające życie uderzenia serca. Jak rozcapierzone palce wbijają się we mnie drogi, przerażenie ukonstytuowane, narkotyczne piekło - oto, z czego fizyczność nie może się uwolnić. Chcę jechać dalej jak w mickewiczowskich " Sonetach krymskich ", chcę iść dalej, jak nowotestamentalny dobry żołnierz Jezusa Chrystusa. Jednak tworzy się mgła, która miesza szlaki. Gdzież uciekać przed niszczycielskim imperializmem głosów, gdzież uciekać przed szalejącymi lękami? Wieczorze, pr

Schizofreniczna inercja

 Rozpadam się. Jestem bezczynny. Wokół mnie szaleje tornado, wszystko, co mieniło się we mnie dobrem, przepada w głębinach akwenu, gdzie zardzewiałe statki na dnie z goryczą i przekorną melancholią śpiewają o utraconych latach. Ile w tobie dobitnej złości było, schizofrenio, że na pustkowie mnie wyprowadziłaś? Przecież nie ty we mnie podbiłaś te ziemie acedii, znad których górne wody zraszają mroczny las, by jego drzewa zajmowały co raz więcej stepu, które cicho i z radością zalewało to słońce, pomnik chwały ludzkiej umysłowości, które buduje w nas nowe, horyzontalne krawędzie, znad których wyłania się deifikacja ludzkich osiągnięć. Oto jasna strona Ziemi, gdzie winienem mieszkać. A wokół mego znieruchomiałego ciała noc wzniosła swe militarne imperium, równym, marszowym, donośnym taktem idą jego szeregi, cóż maluje się na tych spartańskich twarzach? Czarna nienawiść, które chce zatrzymać krążenia Ziemi, jasna strona odgrodzona rażącym, elektrycznym murem jak w Państwie Jedynym. Nie prz

Wieczór krzyku, który chce być usłyszany

 Wieczór. Smoła zalała niebo, nie dojrzysz w nim życiodajnego miodu - słońca, co jego kreacje cieszą nas, wzbudzają wiatr podziwu, co smaga delikatnie te (nad)naturalna budowle, pod których cieniem często odpoczywamy. Wieczór ten nie wzbudził szabatowej rozkoszy, urzekająca jak Afrodyta, lecz łzy. Łzy spływały po policzkach jak strumyki, w której toni wybucha bezradność, a w mózgu głosy palą jak diabelskie piętno, co oczy wprawia w przerażenie, patrzą proste w puste oblicze ciemności. Nagle głos w ciało się przebrał, czy to jakby słowo ciałem się stało? Może i tak, ciałogłos jak telegram przesłał mi wiadomość: "Jak ty sobie dasz radę w pracy?". A łzy ciekły, moim łożem madejowym się stały, a łzy kazały mi na nim odpoczywać jak na szczycie Gerlachu, nad brazylijską, oceaniczną plażą. A wieczór, choć cichy, choć bez miejskich znaków, to grzmiał, i te łzy brukowały w trudzie i znoju drogą do spokoju, jak odnaleźć swoją jaźń w egzystencjalnych liniach świata, która linia doprowad

Ślepnąc od świateł prawdy

 Łzy spływają do jeziora moich lęków i pragnień, wzbierają się jak w powodzi, która uczestniczy w obławie, by osaczyć moje lękliwe myśli. Słońce jak światło prawdy, po latach katorgi za chmurnymi, szarymi, morskimi rozlewiskami pragnie w trumfie wkroczyć jak Mesjasz do Jerozolimy, chce jak w izraelskim proroctwie odbudować w moim leniwym umyśle świątynię, na powrót po tysiącach dni, tysiącach dni jak tysiącach lat składać żertwy na ołtarzu kadzielnym, którego uzdrowicielskie dymy w moich nozdrzach chcą wzbudzić śmierć nocnej schizofrenii, która za dni odradza się ku przyjemności mojego bólu, chcą wzbudzić korzenie, z których wyrośnie jak drzewko oliwne życie, które nie będzie pożerało samo siebie. Po tysiącach dni jak po tysiącach lat w świątyni znów składać trzeby na ołtarzu ofiarnym, którego libacja wleje w moje żyły złote potoki odwagi, którego całopalenie miłosny, rozkoszny pokój wprowadzi do rajskich przestrzeni, gdzie na ich łożach w kojącym cieple można podziwiać i kontemplować