Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2018

Krakowskie ulice, czyli wielki atak

Jak pędzące strzały sunęły koło Wawelu, jak odyseja schizofreniczna opętywała mnie na dworcu kolejowym, cóż to za świat, gdy przyciemniona szyba autobusu pokazuje preludium burzy, a na zewnątrz panuje pseudodespotycznie błękitne niebo z śródziemnomorskim królem słońcem. Gdy ciało spragnione wody w czarną otchłań mych wrogów gnało moje ja, moje zakamarki duszy opanowywały piekielne demony z imperatorem Szatanem na czele, a ciało było jedynie spragnione duszy, i wariowało, bo ciało deptało umysł, a umysł chciał uciec na drugi koniec Wszechświata. Wodo, wodo, nawiedź moje ciało, ulżyj spragnionym myślom, ulżyj suchemu piaskowi ciała! Matka zaniepokojona, w jej oczach zalążek strachu kroczący, lecz usta nieprzeniknione, a ja tylko do jednego słowa dodawałem drugie, bez zdań, sentencji i fraz. Wodo, wodo, obmyj mnie! I mnie obmyłaś, stęsknionej gardlanej drodze przyniosłaś pocieszenie, i gdzież teraz ma odyseja schizofreniczna, i gdzież teraz preludium burzy?