Czasami zagubienie mnie ogarnia, tworzy wokół mnie gęstą, czarną mgłę. Ta czarna mgła wygnała światło jasnego słońca, której ciepło karmiło ciało dobrą energią, karmiło ducha dobrym słowem, które choć niewypowiedziane nigdzie, to kręte drogi jak górskie drogi, kręte drogi mego umysłu uzdrawiało, sprawiało, że te kręte drogi wchłaniały jej lek jak ludzki organizm wchłania aspirynę, by uśmierzyć ból głowy. A ten lek na wyprostowanie krętych dróg jasne kolory rysował wokół mnie, wokół mojej osoby. Im bardziej się starzeje moje ciało, które choć na moje oko nadal młode, to zdające sobie sprawę, że każdy wczorajszy dzień odchodzi do historii, staje się tylko kronikarskim zapisem, który już nigdy nie doczeka się ponownej projekcji. Im bardziej się starzeje moje ciało, tym ono bardziej jest świadome egzystencjalnej pustki mojego ego, mojej jaźni, samotności pośród tłumu. Nie jestem sam, lecz zarazem jestem sam. Sam ze swoją schizofrenią, sam z demonami dręczącymi mnie, sam z... wieloma rze
Schizooceany, schizolasy, schizowojny - czyli to, o czym opowiada schizofrenik, na swój własny, (nie)unikalny sposób, by czytelnicy ujrzeli to, co ja widzę w swojej głowie, a często się tego boję. I pamiętajcie, ta schizofreniczna poezja to tylko środek, która jest zwierciadłem mych marzeń i lęków, a dzięki której uwalniam te parzące wody, które zalewają mój umysł w czasie schizofrenicznego ataku.