Witam wszystkich! W tym blogu chciałbym przekazać, wam, ludziom, uważających się za normalnych członków społeczeństwa, czym jest schizofrenia, jak wielkim jest ona cierpieniem, tym większym, kiedy człowiek, taki jak ja, jest jej świadomy. Uwaga! To będzie rwana historia! Tetraplegia, stwardnienie rozsiane, skutki udaru mózgu, mogące prowadzić do inwalidztwa - tak, to brzmi strasznie, ale nie mniej jest straszny demon, siedzący we mnie. Byłem dwa razy hospitalizowany - w 2008 roku, kiedy miałem 18 lat. Jestem niestały w zainteresowaniach jak wicher, co wieje raz na wschód, a po chwili na zachód, a jeszcze po chwili na północ, i tak w kółko Macieju. Moje obecne zainteresowania to rodzimowierstwo słowiańskie, jak i w ogóle neopogaństwo, interesuję się Azją Środkową i Bałkanami, lubię słuchać muzyki elektronicznej, piszę wiersze od 12 lat - tak właśnie wygląda umysł 26-letniego schizofrenika, który jest na rencie od prawie 3 lat. Niestety, niesamowicie obawiam się iść do pracy - tak, jestem leniem, jak ci tak wygodnie, to się uczep tych dwóch słów, ja cię na siłę zmieniać nie będę, bo podejrzewam, że przyniosłoby to marny skutek. OK, ale teraz trochę prawdy na serio - jestem obecnie na rencie, obawiam się pracy, nie dlatego, że mi wygodnie na tej rencie za kilkaset złotych, tylko dlatego, że jestem schizofrenikiem. W pracy moja schizofrenia byłaby klątwą, nie dawałbym sobie rady, kiedy pojawią się w wyniku stresu głosy i te przeraźliwe, diaboliczne lęki, paraliżujące ciało i umysł. Moje myśli dźga nóż - nóż, który dźga mnie, i ten nóż symbolizuje moje problemy z pracą - nie tylko, że ja się pracy obawiam, ale też, że będę biedował za pensję niewiele wyższą od mojej renty, że do emerytury, o ile dożyję, będę pracował za najniższą krajową, i że to w końcu doprowadzi mnie do samobójstwa, bo nie będę widział już sensu żyć. Mam ukończony kurs operatora wózka widłowego, ale boję się, że nie dam rady w tym zawodzie, wymagającym skupienia i odporności psychicznej, której tak mi brak. Mój przyjaciel powiedział: idź do pracy, będzie ci lepiej - czy na pewno? Wracając jeszcze do tego kursu na wózki widłowe - ukończyłem go ze słabymi wynikami, w zasadzie instruktor mi jeszcze pomagał ukończyć; gdy ukończyłem go, wiedziałem, że ten instruktor nie ma o mnie zbyt wysokiego mniemania, i czułem się przez to upokorzony - przede wszystkim swoją ułomnością zwaną schizofrenią. Pewnie kiedyś pójdę do pracy, i jestem tym bardziej przerażony - czuję, że leki osłabiły moją pamięć i koncentrację. We mnie samym jest pewna ogromna potrzeba, której nie pojmuję - strasznie chciałbym, by ludzie byli ze mną zgodni, chciałbym bardzo przekonywać ludzi do swojego zdania, gdyż dyskutując z kimś, obawiam się, że weźmie mnie za ciotę i frajera i bardzo przeżywam w swym wnętrzu, gdy ktoś nie posiada podobnego zdania jak ja, tym bardziej me obawy urastają, gdy słyszę od ludzi, co sądzą o innych ludziach w tej materii - że są tępi, że są głupi, a nawet, że są właśnie frajerami - i tego właśnie się boję, boję się, by ludzie tak o mnie pomyśleli. Wiem, że nie wszyscy muszą mnie lubić, nie jestem dolarem, ale z drugiej strony... Ech, nie wiem, co buzuje w tym wrzącym kotle, co mam pod czaszką. Chcę, byście w tym, co napisałem, dojrzeli coś głębszego, dla mnie to nie jest użalanie się nad sobą, to jest realne cierpienie, z którym wielu schizofreników nie radzi sobie i zamyka się w sobie, słysząc lekceważące czy uszczypliwe komentarze, jak właśnie wspomniane wcześniej użalanie się na sobą. Chciałbym pomóc sobie, pomóc innym schizofrenikom, ale nie potrafię, bo się siebie wstydzę przed światem, wstyd mi mej choroby, i wstyd mi tego, co muszę ukrywać przed zdecydowaną większością znajomych, a także przed wujkami, ciotkami, kuzynami. Tak bardzo chciałbym, by zaakceptowali moją schizofrenię, by we mnie dojrzeli mimo tego dobrego kumpla, jak ja się staram w nich dojrzeć, choć może tego po mnie nie widać. Lecz przychodzą wątpliwości, czy moi znajomi powinni być moimi znajomymi, cóż mam z tego, że się czasem z nimi spotkam, jak ja się na tych spotkaniach czuję zdołowany, a oni mnie się pytają, co się z tobą dzieje, czemu taki smutny jesteś? Może dlatego mnie spotkania ze znajomymi dołują, bo bardzo chciałbym, by powiedzieli do mnie: "mimo schizofrenii, mimo tego demona, co z tobą jest dzień i noc, jesteś dla nas spoko kumplem, i twoja schizofrenia nie ma znaczenia, zrozumiemy ciebie, gdy poczujesz się gorzej, zrozumiemy ciebie, gdy będą cię prześladować głosy, zrozumiemy ciebie bez względu na wszystkie objawy schizofrenii, bo liczy się twoje wnętrze, a wnętrze dla nas masz piękne, i choćby z tego powodu nie warto zrywać z tobą znajomości". Tak, to chciałbym usłyszeć, lecz wiem, że oni się ode mnie odsuną, jak wyjdzie na jaw prawda, a tak mi ciężko się z tym żyję. To tyle na dzisiaj, spodziewajcie się niedługo kolejnych wpisów! ZE SCHIZOFRENICZNYM POZDROWIENIEM - SCHIZOMAN
To, co wyrasta w mojej duszy, ten korzeń jak rak toczący się, odbiera soki temu drzewu życia, które ma mnie uspokoić, zaprosić do pałacu mojego umysłu świetliste istoty, które krwawą bitwę obróci w pokojowe przymierze. Gdy czas goni nas, słyszymy na naszym spoconym karku jego ciężki i nierównomierny oddech. Ten neurotyzm ze schizofrenią zmieszany – jak te dwie skonfliktowane strony zaprosić do rokowań, pokazać im te mityczne centrum, w którym bojaźń nie wznieci płomieni urojeń, nie skuje lodem strachu przed odjeżdżającym autobusem czy pociągiem? W tych korzeniach krzyczy milczenie, które nie chce się bać świata, spełnić jego podstawowe oczekiwania, lecz perfekcjonizm drwi ze mnie, może powinienem medytować nad rzeką wrzeszczących lęków, i magiczną sztuczką obrócić tą rzekę w taflę jeziora, które zakryje głębiny mętne od schizofrenicznych orgii, a na jego powierzchni tylko spokój, spokój, który dla mnie może być pozbawiony wszelkich odcieni radości, lecz ten spokój chce na tron myśli
Komentarze
Prześlij komentarz