Życie me teraz proste, jak ta znana na pustyniach i w oazach Afryki oraz Azji ta koraniczna prosta droga. Ja w zimnym podziemiu ekspresji mej młodzieńczej duszy, gdzież te lata licealne, kiedy sięgałem diamentowych, pachnących kwiatami chmur i ich władcę, słońce? Gdzieś na horyzoncie melancholijnych wspomnień czas, gdy sierpniową, nastoletnią nocą napełniałem alkoholem arterie mojego mózgu, choć azymut skakał przed mną, to właśnie była ta koraniczna prosta droga. Już wtedy unosiła się nad gliwickimi blokami, nad pl. Krakowskim, kościołem Wszystkich Świętych i Radiostacją ta osnowa demona, która okazała się kochanką mych zmiennych nastrojów, nazwana po dziś dzień i po tą nieznośnie nieokreśloną przyszłość schizofrenią. Życie me teraz proste, jak początek tej opowieści oznajmił, lecz czuję ten zapach, zapach topiącego się asfaltu, a tym stopionym asfaltem jest ma czarną, parząca jak wrzący olej rzeka, które na mapie mojego umysłu nosi nazwę "Żal". I ta rzeka żal ma swoje w mrocznych lasach odnogi: jedna nazwana "straconą nauką", druga przezwana "mącicielką pamięci", trzecia "złudnie piękną szamanką zagubienia". W górę tej rzeki chcę płynąć, odkryć ponownie źródło energicznego pierwiastka młodości, którą nazwę "zapamiętaną nauką", którą przezwę "szczerozłotą koroną pamięci", którą określę "prawdziwie piękną szamanką jasności". I niech one nie sieją defetyzmu w mojej pamięci, w moich oczach wpatrzonych w słowa ksiąg, w mej słodkiej czarze idealizmu! Bo ceną najpiękniejszą nie jest dwuwładza talentu i schizofrenii, bo ceną najpiękniejszą jest talent, który nie doświadczył smaku schizofrenicznego więzienia, a który ma ponad 60 lat i jego imię to Adam. Niech ta łza, co przyprawia gorzkim smakiem rzekę żal, wysuszy się i niech tajemnicą pozostanie dla innych, byle ceną najpiękniejszą był talent, który nie zaznał samotności pośród tłumu.
To, co wyrasta w mojej duszy, ten korzeń jak rak toczący się, odbiera soki temu drzewu życia, które ma mnie uspokoić, zaprosić do pałacu mojego umysłu świetliste istoty, które krwawą bitwę obróci w pokojowe przymierze. Gdy czas goni nas, słyszymy na naszym spoconym karku jego ciężki i nierównomierny oddech. Ten neurotyzm ze schizofrenią zmieszany – jak te dwie skonfliktowane strony zaprosić do rokowań, pokazać im te mityczne centrum, w którym bojaźń nie wznieci płomieni urojeń, nie skuje lodem strachu przed odjeżdżającym autobusem czy pociągiem? W tych korzeniach krzyczy milczenie, które nie chce się bać świata, spełnić jego podstawowe oczekiwania, lecz perfekcjonizm drwi ze mnie, może powinienem medytować nad rzeką wrzeszczących lęków, i magiczną sztuczką obrócić tą rzekę w taflę jeziora, które zakryje głębiny mętne od schizofrenicznych orgii, a na jego powierzchni tylko spokój, spokój, który dla mnie może być pozbawiony wszelkich odcieni radości, lecz ten spokój chce na tron myśli
Komentarze
Prześlij komentarz