Umiera i powstaje moja schizofreniczna osobowość, ogień życia zakrywa lód śmierci, a lód życia zakrywa ogień śmierci. Wieczne to wydarzenia, choć jak my, ograniczone wszelkim czasem. Słyszę głosy płynące przez Bałtyk mojego umysłu, gdy kurtyna wieczoru kończy przedstawienie dnia na deskach teatru życia. Rano przez przemysłowe, górnośląskie pejzaże zmierzam do zabrzańskiego Grunwaldu, tam wszystkie moje i ich słowa palą w ofierze życiu ciało mojej schizofrenii, lecz wraca tego samego dnia, by kolejnego dnia siebie ofiarować. Koło jej życia perfekcyjnie zamknięte, ciągle w tanecznej ekstazie z matką reinkarnacją. Ogień życia zachwyca się przymiotami świata, lód śmierci zmierza do krematorium. Lecz teraz więcej mnie w ciałopaleniu niż w pulsie życia, okrążającym cały kosmos, całe boskie stworzenie. Nie ma mego ciała, opierającego się wiatrom egzystencji, jest tylko mój popiół, który pisze moją biografię wichrem na nieboskłonie.Wy jej nie widzicie, ale ja ją widzę, wy jej nie słyszycie, lecz ja ją słyszę. Śpiewam jak Ronan Harris z VNV Nation w utworze "Secluded Spaces" z albumu "Judgement" - "I didn't feel alone, I didn't feel alone". Owszem, nie czułem się sam, gdy moje spopielone ciało piruety, salta i toe loop'y czyniło i wciąż czyni na płótnie krajobrazu, bo może jest kraina wieczności, jasna w zaświatach lub ciemna pod warstwami ziemi, gdzie umrze i nie powstanie już moja schizofreniczna osobowość...
To, co wyrasta w mojej duszy, ten korzeń jak rak toczący się, odbiera soki temu drzewu życia, które ma mnie uspokoić, zaprosić do pałacu mojego umysłu świetliste istoty, które krwawą bitwę obróci w pokojowe przymierze. Gdy czas goni nas, słyszymy na naszym spoconym karku jego ciężki i nierównomierny oddech. Ten neurotyzm ze schizofrenią zmieszany – jak te dwie skonfliktowane strony zaprosić do rokowań, pokazać im te mityczne centrum, w którym bojaźń nie wznieci płomieni urojeń, nie skuje lodem strachu przed odjeżdżającym autobusem czy pociągiem? W tych korzeniach krzyczy milczenie, które nie chce się bać świata, spełnić jego podstawowe oczekiwania, lecz perfekcjonizm drwi ze mnie, może powinienem medytować nad rzeką wrzeszczących lęków, i magiczną sztuczką obrócić tą rzekę w taflę jeziora, które zakryje głębiny mętne od schizofrenicznych orgii, a na jego powierzchni tylko spokój, spokój, który dla mnie może być pozbawiony wszelkich odcieni radości, lecz ten spokój chce na tron myśli
Komentarze
Prześlij komentarz